ślał przewodniczącemu komisji i natychmiast pojechał do ministerstwa. Malinowski zacierał ręce. Był przekonany, że prezes zwali wszystko na Jaskólskiego i że Jaskólski wyleci, jak z procy.
Gdy w dwa dni później dowiedział się prawdy, uszom własnym nie chciał wierzyć: Szubert podał się do dymisji i dymisja została przyjęta.
Ani żaden z członków komisji, ani nikt w Funduszu, ani nawet sekretarz osobisty ministra nie umiał dać Malinowskiemu jakichkolwiek wyjaśnień, jak będzie i co będzie. We wtorek rano minister wezwał do siebie Jaskólskiego, a ten w godzinę później zatelefonował do Malinowskiego:
— Jestem u pana ministra. Czy pan kolega może zaraz tu przyjechać?
— Co się stało? — przeraził się Malinowski.
— Pan minister życzy sobie, by pan osobiście wyraził zgodę na przyjęcie stanowiska dyrektora Funduszu.
— Ja?... Ależ nic nie rozumiem! Dlaczego?... To taka niespodzianka doprawdy?...
Jechał z niepokojem w sercu, czy Szubert i Jaskólski nie dowiedzieli się o jego memoriale.
— Mniejsza zresztą o Szuberta — myślał — dziada diabli wzięli i nie będzie mi szkodził, ale co z Jaskólskim?
Nie długo miał czekać na odpowiedź. W ministerstwie dowiedział się wszystkiego. Minister nie złamał obietnicy i o memoriale nikt nie wiedział. Szubertowi dano dymisję, Jaskólskiego zaś powołano na stanowisko prezesa. Miejsce po Jaskólskim oddano jemu.
Spodziewał się tego awansu, liczył na to, a jednak teraz wprost nie posiadał się z radości. Ileż trudu koszto-
Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.