Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/232

Ta strona została uwierzytelniona.

ja temu Karasiowi, co o nim myślę, gdyby nie to, że on bardzo może szkodzić. Gotowi mnie obszczekać i zepsuć mi markę. Że to ludzie nie mają dość własnych spraw. No, chodźże tu, moja mała. Jakoś blado wyglądasz?...
Posadził ją sobie na kolanach i przytulił:
— A ty nie uważasz mnie za potwora, co? — zapytał.
— Nie, Ew, nie — objęła go za szyję.
I zdawało się jej, że oto wszystko wraca, że złe minęło, że wystarczyło kilka rozsądnych słów i powrócił do niej.
Ale wieczorem tegoż dnia przeczytała w dziennikach wiadomość, że Alina Przyjemska wyjechała na gościnne występy do Lwowa.
Pomimo to nie dała się opanować przygnębieniu. Postanowiła wyzyskać powrót męża, by go tym mocniej przywiązać do siebie, by zająć go, zainteresować. Wbrew upodobaniom zaczęła chodzić z nim do restauracyj i dancingów. Starała się przy tym podobać się innym mężczyznom, gdyż wiedziała, że Ewarystowi pochlebia jej powodzenie.
— Widziałaś — mówił jej po powrocie do domu — jak ten pułkownik wywracał do ciebie oczy?
— Wcale ładne oczy — śmiała się.
— No, no! Aby nie za bardzo!
— Jesteś zazdrosny? — pytała, udając obojętność.
Wzruszał ramionami:
— Nie. Ty mnie nie zdradzisz.
— Jesteś zanadto pewny siebie. Strzeż się! — żartowała.
Wszystko zaczęło się jakoś układać. Wprawdzie nie tak, jakby tego pragnęła, wprawdzie kosztem jakże wielu ustępstw i naginań się, lecz przecież w sposób, który