Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.

wierzając mu rolę taksatora prawd, z góry skazuję się na wariacką karuzelę, na jakiś kadryl prawd zmieniających się z zawrotną szybkością. Mój kochany, weź to w perspektywie historii. Iluż to było objawicieli wszelkiej mądrości, a co zostało z nich dzisiaj?
— Jednak żyli równie bezpiecznie w cieniu swoich prawd, do których doszli.
— Otóż to — uderzył się po kolanie pan Walery — o to mi chodziło. Nie jest ważne co stanowi prawdę, lecz co uważamy za prawdę. Nie posuniesz swojej zarozumiałości aż do twierdzenia, że nauka da nam poznanie roli człowieka we wszechświecie.
— Daje nam drogę...
— Którą się nigdzie nie dojedzie. Bo jechać po to tysiące mil przez tysiące lat, by nie ruszyć się z miejsca i być tak dalekim od prawdy, jak ten, kto przyjął i uznał najbliższą...
Do Bogny pochylił się Stefan:
— Tak dawno — szepnął — nie byłem w Iwanówce. Czy wszystko tu po staremu. Wiedziałem, że obora teraz jest murowana.
— Chciałby pan przejść się?
— Z przyjemnością.
Wstali cicho i ruszyli w stronę folwarku. Upał jeszcze się wzmógł, ale od lasu ciągnął chłodniejszy powiew.
— Szkoda, że pan Pohorecki nie zatrzyma pana dłużej, drogi panie Stefanie — zaczęła — czy musi pan jechać?
— Muszę. Przywiozłem wujowi materiały do jego projektów.
— Czy to tajemnica?