Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/252

Ta strona została uwierzytelniona.

pomocy, chociaż i do tej nie jest pani obowiązana. Proszę tylko zastanowić się...
Usiadł przed nią i kurczowo zaciskając dłonie recytował, jak wielekroć powtórzoną lekcję:
— Proszę wracać z najbliższej stacji. Pojadę sam. Zrobię wszystko co potrzeba. Zajmę się w imieniu pani wydobyciem pieniędzy i zwróceniem ich do kasy Funduszu. Zapakuję pani rzeczy i odeślę do Iwanówki. Będę codziennie pisał do pani. Proszę mi zaufać, proszę usłuchać. Przysięgam, że zrobię wszystko, by uratować Ewarysta. Ale niechże on więcej nie plami pani, niech nie ośmieli się jej dotknąć! Błagam panią, zaklinam na moją bezgraniczną przyjaźń!...
Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się smutno. Jakże on jej nie rozumiał!
— Nie, panie Stefku, nie. Nie mogę tak postąpić.
— Dlaczego?! Dlaczego?!...
— Jestem jego żoną...
— Ach! — żachnął się.
— Mam zostać matką jego dziecka — dodała — a poza tym, panie Stefanie, ja go kocham.
Spojrzał na nią z nienawiścią i opuścił głowę.
Do końca podróży nie zamienili już więcej słowa na ten temat. Borowicz siedział ponury, udając, że drzemie, Bogna nie spała również. W Warszawie byli przed ósmą. Jeszcze raz gorąco podziękowała Borowiczowi i poszła pieszo do domu.
Drzwi otworzył lokaj zaspany i na pół ubrany.
— Czy pan już wstał? — zapytała Bogna.
— Dzień dobry pani, jak to dobrze, że jaśnie pani przyjechała, bo my już tu rzeczywiście...