Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/293

Ta strona została uwierzytelniona.

orii przetrwania najlepiej przystosowanych do życia. Do tego nie możemy dopuścić. Pamiętajmy, że teorie naukowe, to jedyna pozytywna wartość, jaką posiadamy. Byłoby lekkomyślnością nie współdziałać z nimi i zostawiać je własnym losom.
Zdania takie wygłaszał nawet w obecności Ewarysta, który nie umiał rozgryźć ich sensu i słuchał z wielką powagą. Jednakże Borowicz doskonale pod tą ironią odczuwał u Miszutki istotne podłoże jego starań na rzecz Malinowskiego: — pietyzm dla Bogny.
Jeszcze dawniej, w owej mleczarni na Żelaznej, Miszutka umiał przesiadywać godzinami. Zdawało się, że bawił się szczerze, nawet pomagając przy obsługiwaniu kucharek i innych bab, nalewając mleko do garnków, zawijając masło, czy wydając z kasy resztę z czarującym uśmiechem i z manierami subiekta z „Old England“.
Nieco przestraszone i zdezorientowane kuchty patrzyły nań wytrzeszczonymi oczyma, gdy podawał im z gracją dziesięć jaj w papierowej torebce i mówił:
— Thank you, lady.
A Bogna śmiała się i rzeczywiście musiała czuć się lepiej i pogodniej w towarzystwie Miszutki.
— Wie pan, panie Stefanie — powiedziała pewnego dnia Borowiczowi — że Miszutka jest uosobieniem absolutnej bezinteresowności.
— Więc nie płaci mu pani za ważenie sera? — zapytał złośliwie, nieco dotknięty jej tonem rozczulenia.
— Za nic mu nie płacę — odpowiedziała poważnie — nie żąda ani uśmiechu, ani współczucia, ani wdzięczności, ani nawet... wyrozumiałości.
Borowicz gnębił się myślą o tej rozmowie przez kilka