Danusi. Powiem nawet, że w ostatecznym wypadku wolałabym zrzec się zapisu, niż dopuścić do ponownego ryzyka. Kiedyś major Jagoda dał mi do zrozumienia, że w nieszczęściu Ewarysta i ja poważnie zawiniłam. Może i miał rację. Twierdził, że źle zrobiłam wychodząc za mąż za człowieka, którego przez to wciągnęłam w obce mu środowisko, gdzie rozbudziły się w nim i próżność i niezdrowa chęć użycia. Może i miał rację. W każdym razie muszę być ostrożna, bardzo ostrożna. Muszę dla Danusi zachować dom, rodzinę, ojca. Czy pomoże mi pan?...
— Oczywiście — krótko odpowiedział Borowicz.
— Bardzo, bardzo dziękuję. Wiedziałam, że pan nie odmówi. Tylko tajemnica, zupełna tajemnica. Dobrze?... O, już po szóstej. Niech pan weźmie kapelusz i idziemy.
— Dokąd? — zdziwił się.
— Do adwokata. Umówiłam się z nim na szóstą.
Borowicz podniósł się ciężko, wziął kapelusz i otworzył drzwi:
— Chodźmy — powiedział cicho.
Przeszli przez ciemnawy przedpokój, długo w milczeniu schodzili wąskimi schodami. Sień ogarnęła ich chłodnawą wilgocią, aż znaleźli się na rozgrzanej ulicy pełnej hałasu i gwaru, w którym nie podobna było dosłyszeć odgłosu własnych kroków na szarych kwadratowych betonowych płyt chodnika.