nieuleczalne i wieczne. Ja, gdybym miał odpowiednie przygotowanie historyczno — filozoficzne tudzież wicie innych przygotowań, a, niestety, nie posiadam żadnego prócz mojej intuicji — podjąłbym się nietylko obalić brednie zmobilizowanych profesorów, ale dowiódłbym, że przyszłość kontynentu Europy i przewaga tejże Europy nad resztą świata należy do obu naszych narodów, związanych wieczystym sojuszem. Jakie jest zdanie szanownego doktora? O ile pan doktór wogóle słuchał mnie, gdyż, że śmiem domyślać się tego głośno, pańska zaduma dowodzi, że ma pan, że tak powiem, jakieś własne kłopoty...
— Niemcy? Francja? Poczekajmy z tem do końca wojny, a potem jeszcze z dziesięć lat, wówczas podobne idee będą mogły znaleźć pewne echo. Dziś nikt po obu stronach nie zechce o tem gadać ani nawet pomyśleć. Nikt oprócz pana jednego.
— A zatem chlubię się tem i będę czekał cierpliwie, mam czas, napijmy się, doktorze, prosit!
Claude skłonił się komuś w głębi salki, von Senden obejrzał się skwapliwie — był to siwobrody, majestatyczny jegomość w czarnym surducie i zmiętoszonych, płóciennych spodniach, w szerokoskrzydłej, brudnej panamie, przepasanej czarną krepą. Stary pokręcił się, zajrzał w jedne drzwi, w drugie, jakby kogoś szukał i wnet wyniósł się.
— Pan go zna?
— Tak, bardzo niewiele, spotykamy się czasami w Luisenparku i tyle.
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/131
Ta strona została przepisana.