—...Idealna ta kobieta, której miłość była łaską nieba, w początku trzeciego roku wojny z niepokoju, z rozpaczy, ze zgryzoty, z jątrzącej tęsknoty za mężem, który każdej chwili mógł zginąć — oszalała. Oszalała, mówię, i ona, wierna i przeczysta jak... jak... No — jak? To się nie da wyrazić w żadnem pięknem porównaniu — do czorta z poetycką blagą!...
Słowem, zaczęła się puszczać na prawo i na lewo, objaw specyficznie wojenno-kobiecy, a raczej kobieco-wojenny, w tych czasach bardzo pospolity, niczem kokaina. Szczególniej zapadają na tę przypadłość młode wdowy i nazajutrz, po strasznej wieści lub w miesiąc, a im później, tem to wyraża się ostrzej... Nie bywa to żadna miłość, ale właśnie z pierwszym lepszym, panie Helm, z pierwszym bodaj najgorszym, który się znajdzie pod ręką. A potem z drugim, z piątym i z następnym... Wreszcie, wprost z pod Verdun — właśnie zmuszeni byliśmy po raz trzeci ustąpić z północnego szczytu Mort-Homme, gdzie straciłem trzy czwarte mojej kompanji, przybywam do domu, do Heidelbergu na dziesięciodniowy urlop... Co się z panem dzieje?! Jak pan patrzy?
Claude, nie odrywając od niego spojrzenia, w którem zaskrzepł samotny jeden jedyny niepokonany ból, cierpienie człowieka, wziętego na tortury, przechylił się przez stół i zajęczał, wyjąkał: — Błagam pana... Kimkolwiek pan jesteś... Nie opowiadaj pan swojej historji... Ja nie mogę... Mniejsza o to dlaczego... Nie mogę i już...
Von Senden milczał. Ujął go za ręce, złożone
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/136
Ta strona została przepisana.