ich odkopano i wyniesiono szczęśliwie ze strefy ognia, każdego na swoją stronę... Jednem słowem, gdyby żyli dalej... Ta gmatwanina senna przypomniała się teraz, gdy opój zaczął wyprawiać swoje miny — co tu ma do czynienia von Senden? Muszę już być pijany, miesza mi się w głowie... Gdyby mnie ten łapacz zagabnął teraz, to kto wie:.. Kto wie...
I głowa Claude’a gibnęła się, ocknął się, spojrzał — von Senden z przymkniętemi oczami w rozczulonem natchnieniu sączył szampana, pomrukując z zachwytu. Skulił się i zasnął, ale i przez sen bał się zasnąć, więc wciąż z wysiłkiem roztwierał oczy, a one wciąż zamykały się same. Tamten gadał, Claude usiłował słuchać, ale słyszał też jakby przez sen.
— Słodka glebo Francji, niechże będzie błogosławiony owoc żywota twojego... Modlę się, słowami pozdrowienia anielskiego, choć jestem protestantem, a nawet kalwinem... Ty glebo... Rozorały cię okopy i granaty, ale użyźniły cię ulewy i powodzie krwi, popioły zgliszcz i zgnilizna setek tysięcy trupów... Wpadam w styl poetycki, gdy piję twoje wino, cudowna ziemio, Szampanjo... I ja, niegodny, byłem przez jakiś czas winoroślą, utkwioną korzeniami, że tak powiem, w twojej ziemi, bardzo krótko jak na macicę winną, ale dla mnie strasznie długo, a do tego po samą szyję... Wciągałaś mnie w siebie, ziemio, ze straszliwą mocą, tuliłaś mnie jak matka dzieciobójczyni, abym wsiąkł wszystek dla świetlanej przyszłości... Ażeby kiedyś, gdy karabiny maszynowe
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/139
Ta strona została przepisana.