szał... Napewno go nie dobili, gdyż, zdaje mi się, że pamiętam... Wydaje mi się, że widziałem, jak nasz sanitarjusz przytknął mu do ust manjerkę z wodą, czy z rumem... Najpewniej skończył tej nocy, bo nad ranem wziął przymrozek, a ziemia choć djablo gniotła po kościach, to jednak nieźle grzała, aż zanadto. Wreszcie kto wie, mogli go byli zabrać swoi, w listopadzie noc długa, mogli jeszcze zdążyć, zanim zaczęto prać... Albo żyje, albo nie żyje... Jeżeli skonał tam pod fermą Routoire, to Panie świeć nad jego duszą...
Von Senden wsparł się łokciami na stole i przechylił się na stronę Claude’a, jego głos odmienił się, załamał się.
— Ale jeżeli wyżył i żyje, jeszcze dzisiaj żyje i żyje o tej godzinie — to napewno teraz...
Von Senden przechylił się całkiem, zawisł nad stołem, w jego oczach, w twarzy przebiegały szybko zmienne momenty stanowczości, nakazu, wzruszenia, błagania...
— Panie Helm, jeżeli on żyje, to siedzi oto za tym stołem naprzeciwko mnie i udaje, że drzemie. Namyśla się, czy się przyznać, czy brnąć dalej, łżeć dalej przed swoim bratem w obliczu męki i śmierci... Czy też przyznać się, wyciągnąć rękę przez ten stół i podać ją przyjacielowi, przyjacielowi, który nie zawiedzie! Nie wie, biedny, co począć wobec cudu naszego spotkania. Zamiast się cieszyć radością wielką, myśli o swoim głupim strachu...
Głos von Sendena zadrgał wzruszeniem i umilkł.
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/145
Ta strona została przepisana.