jak pani Pelouse i panna Tourly i tysiąc innych kobiet, zamkniętych w tym potwornym gmachu. Jej sprawa jest bardzo poważna, a los niepewny...
Obudziwszy się tej nocy po raz pierwszy poczuła całą swoją istotą ciężar więzienia. Zaczęła ją dławić, jęła się nad nią znęcać świadomość, że jest zamknięta i trzymana pod przemocą, której nic nie odwróci i nic nie ubłaga. Może szarpać za kraty i krwawić sobie palce, może wrzeszczeć w opętaniu, tłuc głową o drzwi, może się tarzać po podłodze, jak to czyniła, grając nieszczęsną cnotliwą Suzy, wtrąconą do więzienia przez intrygę niecnej macochy... W ciągu tej nocy kilkakrotnie całą potęgą woli musiała zwalczać w sobie szalony poryw rozpaczy, która domagała się ulgi, w ostatniej chwili broniło ją czuwające w niej jeszcze poczucie wstydu przed śmiesznością, bo jednak wyprawiając awantury popełniłaby plagjat — odegrałaby jeszcze raz rolę Suzy...
W ciemnościach tej nocy po raz pierwszy zaczaiło się na nią widmo nieznane — strach. Mógł to być sen, mogła być i własna myśl, która z nałogu wyobraźni artystycznej zrodziła się w kształcie fantastycznego obrazu. Grała w karty o straszliwą stawkę z istotą nieodgadnioną, z człowiekiem czy z upiorem, przedzielała ją od niego ściana ciemności, z której wyłaniała się tylko od czasu do czasu biała kościsto-trupia ręka, rzucająca karty, ręka długo dręczy ją, wahając się, ważąc i cofając kartę... Co za obrzydły... jaki potężny strach...
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/158
Ta strona została przepisana.