Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/161

Ta strona została przepisana.

się w swoich myślach, odzyskać władzę nad sobą. Taiła się w niej dręcząca zagadka, wszystko się w niej pomyliło, trzeba to było rozwikłać. Nadchodził dzień sądu, ileż pracy wewnętrznej trzeba dokonać do tej pory, żeby stanąć w pełni opanowania i spokoju, okazać sędziom oblicze dostojne, promieniejące prawdą, zdołać i umieć odpowiedzieć odrazu, bez namysłu na każde choćby najbardziej podstępne pytanie, nie zdradzić zmieszania, rozdrażnienia, strachu...
Widząc, co się z nią dzieje, obie niewiasty siedziały cicho jak trusie, nie śmiąc się odezwać. To ją drażniło niewymownie, a gdy je rozruszała i rozgadały się po swojemu, było znacznie gorzej. Ciążyła ich ciekawość i współczucie, wzdychania i miłosierne spojrzenia... Zamierzała prosić dyrektora St. Lazare o przeniesienie na parę dni do pojedynczej celi, ale lękała się również samotności, ciszy i długich ciemnych nocy, bała się wizyj i przywidzeń, bała się samej siebie. Mimo wszystko lepiej siedzieć razem choćby dla tego jednego, że nawet w najgorszych momentach musiała panować nad sobą poprostu ze wstydu.
Jej umysł zawsze lotny i szybki pracował teraz opornie, nie mogła skupić się na jednem, do swej nieszczęsnej sprawy musiała docierać, przedzierając się przez gęstwinę rzeczy niepotrzebnych, które uwzięły się, żeby co chwila wytrącać ją z celowego myślenia. Napastowały ją wspomnienia i odciągały daleko wstecz, w lata najszczęśliwsze, gdy pierwsze