jakgdyby zamierzali odtąd spędzić razem resztę życia, roztaczali nad sobą opiekę. Claude nie pozwalał przyjacielowi pić zanadto, i ten go słuchał. Von Senden troszczył się o los biednego doktora Helma, gdyż podejrzane figury wciąż jeszcze kręciły się koło niego, to znikając bez śladu na parę dni, to pokazując się znowu całą chmarą wszystkie naraz.
— Dziś znowu za mną łażą!
— Jakiś twardy pruski jołop kieruje tymi szpiclami, docieram potrosze i nie dziś to jutro dowiem się czegoś naprawdę. Tymczasem bądź gotów! Dobrze wyprzątnij dom, żeby przez najbłahsze niedopatrzenie, przez głupi znaczek firmy paryskiej na kalesonach, przez znaną złośliwość biletu tramwajowego, który lubi, szelma, przytaić się przez całe lata w rozprutym zakamarku w kieszeni starego palta, przez jakiś idjotyczny świstek...
— Na to zawsze jestem gotów.
— Przepatrzno jeszcze raz, zrób to dla mnie!
Jego pogląd na misję Claude’a ustalił się odrazu i to w sposób niezmiernie prosty, nie gadali o tem za dużo.
— Co było — to było, ale odtąd... Bo jednak potrosze wyglądałoby na to... Zresztą zważ, że jestem do pewnego stopnia Niemcem, więc dla spokoju naszego stosunku...
— Ależ choćby dla prostej przyzwoitości...
— Otóż to! Tem lepiej, że będziemy wobec siebie na równej stopie, obaj popełniamy zdradę względem naszych najświętszych obowiązków, ja, że nie
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/169
Ta strona została przepisana.