go niejako do wyznań, Claude natychmiast przeciął sprawę, chwycił przyjaciela za rękę w uścisku mocnym i serdecznym i tyle, że westchnął, nie patrząc mu w oczy.
— Daj spokój... Nigdy nie wspominaj przy mnie jej imienia...
Claude wałęsał się po galerji zamkowej, nie mogąc się skupić ani nawet zatrzymać bodaj na chwilę przed żadnym obrazem. Napastowała go nawała plam barwnych i przepędzała go z sali do sali, mąciło mu się w oczach i w głowie. Ze złotych ram roztwierały się niepojęte światy, jakby pchając się ku niemu przez mnóstwo złotych okien, któremi podziurawione były wszystkie ściany. Twarze starych portretów wpierały w niego uporczywe spojrzenia, pejzaże drażniły niezrozumiałem powikłaniem przestrzeni, aż bolało w oczach, obrazy mitologiczne, historyczne stawały się zagadką, gdzie niewiadomo było co zgadywać... Obracał się tu jak chory w gorączce, jak ciężko pijany lub właśnie jak człek ciemny, który nigdy w życiu nie był w muzeum, a nawet nie widział na oczy dzieła sztuki.
Wkońcu spostrzegł, że od czterech lat, od wybuchu wojny nie zdarzyło mu się zabłądzić do jakiejkolwiek galerji obrazów, że myśl o sztuce plastycznej ani razu nie postała przez ten czas w jego głowie i że jakby zapomniał o jej istnieniu. Zdziczał i zgłupiał do tego stopnia, że w najwyższem rozdrażnieniu, mrużąc oczy przed blaskiem barw, wy-
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/173
Ta strona została przepisana.