Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/175

Ta strona została przepisana.

— Nie mam ochoty do żartów, proszę się ode mnie odczepić!
— Ach, jak niegrzecznie... A ja się mozolę, żeby pana uratować, na szczęście przyjechałam jeszcze w porę — za parę dni byłoby za późno. Co za straszliwe nieporozumienie! Proszę sobie wyobrazić...
Zdołała go zaciekawić, słuchał i bardzo uważnie. Dziwił się, ogarniało go zdumienie, nie wierzył własnym uszom...
Wreszcie obejrzał się — nie wierzył oczom.
Pani Greta von Senden zmieniła się, jakby przybrała cudzą postać, nigdy jej takiej nie widział. Świetny paryski ekwipunek nadawał jej postaci szlachetny lekki powab, o tej porze w Niemczech w czwartym roku wojny niebywały. Ale to, co w niej zdumiewało, była to zupełnie nowa maska, narzucona na twarz dawnej Grety, cyniczną, wyuzdaną, której oczy i usta odrazu zdradzały ladacznicę. Stała się dostojną, była w niej powaga, umiar, dobry ton, oczy patrzały spokojnie i uczciwie.
—....Gdy Abbegglena i towarzyszy spotkało wiadome nieszczęście, oprócz mnie, gdyż bawiłam wówczas w Paryżu, ocalał tylko jeszcze jeden człowiek z naszej centrali, właśnie najgłupszy z całego berlińskiego zespołu, na nieszczęście posiadał on instrukcje represyjne Abbegglena, wymierzone przeciwko panu za uporczywe nieposłuszeństwo rozkazom. Indywiduum to urościło sobie władzę nad rozbitkami naszej organizacji i zaczęło działać. Ze strachu pomąciło mu się do reszty w głowie, dość, że