dzieje, zanim zdołał się pohamować, zapłakał sam, załkał, odwrócił się i chciał uciec, ale Greta, nie oglądając się nań, ruszyła wgłąb parku, a on jak urzeczony podążył za nią, zrównał się z nią, i przez jakiś czas szli razem w milczeniu. Greta usiadła na ławce, on przy niej. Wpatrywał się w nią uporczywie, złudzony niepojętą odmianą w tych rysach, w oczach, w całej postaci. Wzruszał się i szydził, wspominał dawne i przeklinał ją. A nuż wśród dziwów życia, wśród poczwarnych fenomenów wojny jest jeszcze miejsce na cud... Gdyby spojrzała nań jak ongiś, gdyby podawnemu wyszeptała jego imię...
Przez jej twarz już przebiegały cienie złych uśmiechów.
— Zdaje mi się, że znowu zaczynam ci się podobać? Bardzo mi to pochlebia.
— Zmieniłaś się ogromnie, chyba ciężko ci dźwigać tę szlachetną maskę?
— Kwestja przyzwyczajenia, z początku rzeczywiście trochę mi to dolegało.
— Poco ci te komedje? Nikogo nie oszukasz.
— Oho! Gdyby mi się chciało, zwiodłabym nawet ciebie.
— Nie przypuszczam, zbyt wiele o tobie wiem, taka jak ty nie zdoła już żyć bez świństwa. Tak samo jak ja bez wódki.
— Jedno drugiemu nie przeszkadza, umiałabym ja uwikłać i ciebie, wybaczyłbyś mi wszystko. Bo ja rzuciłam do djabła moje brudy i drobne świństewka, teraz idę tylko na stylowe świństwa i bardzo
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/193
Ta strona została przepisana.