go snu, który na tę chwilę wydarł się z niepamięci dalekiego dzieciństwa. Bezbronna i struchlała jak dziecko, marła ze strachu przed okropnością sennego widziadła, oderwała twarz od szyby, mocno zacisnęła powieki, lada chwila trysną łzy, zaniesie się w spazmie dziecięcego płaczu.
Most. Wdole ściele się czarna otchłań Sekwany. Eva czuje na sobie posępne, kamienne spojrzenia cudaków i potworów, które obsiadły oba szczyty Notre Dame. Niewidzialne chimery, ukryte na wyżynie w ciemnościach, patrzą na nią, przez czary czarnej magji gotyckiej one już wiedzą...
Co wiedzą? Na miłosierdzie boskie!...
Gdzież jest człowiek dobry, który ją zbudzi i oderwie od zmory? I natychmiast na zawołanie zjawiają się dwaj ludzie, siedzą tuż przed nią, niemal stykają się z nią kolanami, w przebłyskach latarń ukazują się co chwila ich twarze z kamienia, znudzone i senne, pełne martwego okrucieństwa. Tuż obok siebie, po lewej stronie, czuje jeszcze jednego człowieka, ale nie odważy się nań spojrzeć. Wśród snu o pustyni, zalanej deszczem, przelatującej za oknem, i to jest snem — jeszcze straszniejszym. Ulękła się tych ludzi — gdzie oni ją wiozą?
Samochód gnał i porykiwał gniewnie, nagle zazgrzytały hamulce, dwaj żandarmi targnęli się na przedniem siedzeniu — zaroiło się od ludzi, zakapturzone olbrzymy dźwigają całe ćwierci wołów, wszędzie wozy, stosy jarzyn, tuż za szybą olbrzymie koło wozu, olbrzymi perszeron cofa się, napiera za-
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/201
Ta strona została przepisana.