Oficer konwojujący rzuca rozkaz. Spojrzała nań po raz pierwszy, ale i teraz ta twarz kryje się przed nią w cieniu. Żandarm siedzący przy szoferze ogląda się, wygrzebuje się i wreszcie wyłazi. Znowu twarze przy szybie, śmiechy, samochód oblężony przez żołnierzy.
..Where my sweetheart sits by the riverside,
Waiting for good news ’bout our wedding-day.
Eva zdejmuje kapelusz, rozchyla okrycie, przechyla się do samej szyby i patrzy, patrzy... W oknie wygląda jak obraz w ramie, czyż jej nikt nie poznaje? Jednej sekundy starczy, żeby spuścić szybę i zawołać wprost w zapatrzone twarze:
— To ja, Eva Evard! Wasza rodaczka! Jestem niewinna! Jestem skrzywdzona! Francuzi wiozą mnie na śmierć — ratujcie mnie!
Kanadyjscy żołnierze patrzą olśnieni w tragiczne, przepaściste oczy. Straszne oczy błagają, nakazują. Tylko cienka szklana tafla dzieli ich od nadspodziewanego zjawiska tej urody, niepojętego jak cud. Jedna myśl, przypomnienie, jedno mgnienie oka dzieli ich od przeniknięcia tajemnicy... Stoją zapatrzeni, zaczarowani urokiem.
— To ja! Ta sama! Wasza ubóstwiana Eva! Eva Evard, gwiazda świata!... To ja — chwała Kanady... Ileż razy każdy z was patrzał na mnie i wówczas mną tylko żył... Nieprawdaż? Który z was mnie nie kochał?... Wybawcie mnie! Ratujcież mnie!