Odebrali mu rewolwer, urągali mu w żywe oczy, napróżno wściekał się, i miotał, i krzyczał.
— Trzymać ją!!
Żandarmi mocno, do bólu chwycili Evę pod ramiona, wachmistrz pchał się, napierał na żołnierzy i, rzuciwszy swego oficera na pastwę losu, usiłował utorować sobie drogę do bramy. Nie mógł ruszyć z miejsca. Wówczas szczwany wachmistrz bez namysłu zawrócił żandarmów z Evą z powrotem do samochodu. Ale i tu murem stali żołnierze — w tej grupie rozprawiano zawzięcie, czterej znajomi toczyli szybką cichą naradę...
— O Boże miłosierny, spraw cud! Ty wszechwiedzący, który znasz prawdę...
Wachmistrz zdołał w tłoku ukradkiem wydobyć rewolwer, zdołał jeszcze dać dwa strzały na alarm, w nadziei, że sprowadzi to nareszcie jakiego kanadyjskiego oficera. Już leżał w błocie, obaj jego żandarmi, podawani z rąk do rąk, zataczali się i nurkowali w ścisku, skuleni, osłaniając się od kuksańców i kopniaków, które sypały się na nich ze wszystkich stron.
Czterej wybawcy prowadzili Evę, torując jej drogę wśród ciżby, szybko wydobyli się na wolną przestrzeń i przystanęli z nią za rogiem najbliższej przecznicy.
— No, Evo Evard, dalej radź sobie sama.
— Boże cię wspomagaj, śliczna pani, my już dla ciebie nic nie możemy więcej zrobić.
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/210
Ta strona została przepisana.