Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/212

Ta strona została przepisana.

— Jakże ja się wam wywdzięczę, dobrzy, dzielni ludzie... Niechże Bóg...
— Niema za co... Niema za co...
— Nie plącz, szkoda pięknych oczu...
— Jeżeli ocaleję, napiszcież do mnie, żebym wiedziała, komu winnam życie! Zaraz po wojnie we wszystkich gazetach Kanady ogłoszę gdzie będę... Chcę wam się wywdzięczyć... Napiszecie?
— Napiszemy! Napiszemy, jak wyjdziemy cało z tej wojny...
— Byleśmy nie trzaśli kopytami — napewno damy znać!
Zza węgla ozwała się trąbka, po trzykroć przegrała sygnał wesoło, dziarsko, rozgłośnie.
— Chłopcy! Zbiórka!
— Uciekaj pani! Wal! Nie czekaj!
— Trzymaj się, Evo Evard!
— Nie daj się!
Żołnierze ruszyli biegiem i znikli za rogiem, Eva poszła szybko wzdłuż mrocznej, pustej ulicy. Byle dalej od tego miejsca... Boże, daj pół godziny czasu...
Rozkosz wolności, błogość istnienia co chwila rwał i niszczył strach przed pościgiem. I co chwila coś ją ostrzegało, by nie dawała wiary wszystkiemu, co się z nią działo przed bramą więzienia. Gdzież jest prawda?
Jak we śnie plączą się pod nią nogi i więzną w czemś lepkiem, jakgdyby chodnik był nie z tafli betonowych, lecz z rozrobionej gliny, napróżno wysila