Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/217

Ta strona została przepisana.

się w niewiedzy jej utrudzenie, przesłoniły się strachy i zmory. Po kilku minutach, może po paru sekundach ocknęła się i odrazu jak w ostrem świetle ogarnęła całą okropną rzeczywistość. Nie ulękła się, poznała w sobie dziką moc i gotowość do walki. Wiedziała, że zwycięży, niebezpieczeństwo czyhające wszędzie bodło wolę, zaciekawiało. Co będzie?
Rozejrzała się na prawo, na lewo i ruszyła śpiesznie, jeszcze nie wiedziała kędy się obróci, nie traciła czasu na rozważania, całą istotą wyczuwała bliskość dzielnicy St. Lazare, oddalić się jaknajprędzej, zaszyć się głęboko w puszczę Paryża... To ją gnało naprzód i naprzód, ale zarazem coś ją prowadziło z ulicy na ulicę, kazało zbaczać, kołować i wracać, była w tem ręka Opatrzności czy podświadomy instynkt, w jej poddaniu się i posłuszeństwie tkwiła wiara, niemal pewność, że w labiryncie ulic znajdzie dom, gdzie ją przygarną, że spotka na swej pokrętnej drodze niezawodnego przyjaciela, że zajdzie coś niewiadomego, ktoś nieznajomy zastąpi jej drogę, poda rękę, wybawi od śmierci. Wszystko stawało się możliwe, ale odpędzała miraże i pochopne zgadywania wyobraźni, które przebiegały nad nią jak pasma dymu i znikały, dając miejsce wciąż nowym widziadłom, cudacznym, prostym, niewiarogodnym, możebnym.
Otrząsała się z tego, bojąc się przeszkodzić tajemnym siłom, które wzięły ją w opiekę, starała się nie myśleć o niczem, na skrzyżowaniach swoich dróg odwracała oczy, żeby nie spojrzeć na tabliczkę