— To można i bez miłosierdzia, ale na tę porę lepiejby coś gorącego, kawa już jest.
— Kawa?! Co za szczęście!
Eva chciwie piła, parząc sobie wargi, wiedziała, że gubi się samochcąc, ale nie mogła opanować pragnienia. Gubi się, bo traci czas, gubi się, bo garson ją zapamięta i gdy niebawem nadlecą łapacze i spytają — a kogóż tu mają pytać jak nie jego — odpowie — tak, dopiero co była taka, piła kawę...
— Jeszcze jedną, prędko!
— Tak ci pilno? Przecie wracasz do siebie z roboty? Interesy podle, co? Chyba jedne te Angliki, Amerykany... Przynajmniej względem tego się przydadzą, bo tak... Niech ich morowa zaraza, zaprzedali nas sk....syny! Na froncie giną sami nasi.
Przyglądał jej się z upodobaniem, pochrząkiwał, podrygiwał, usiłował być dowcipnym.
— Odrazu widać, że się zaznało lepszych czasów... Prawdę rzekłszy, do djabła, szkoda cię na takie życie. Ja ciebie, mała, znam, ale dawno nie bywałaś w naszych stronach, gdzie cię nosiło?
— Wyjeżdżałam...
Stary garson stał nad nią i przyglądał się jej coraz natarczywiej.
— Poczekajże, skąd ja ciebie znam? Pamiętam bardzo dobrze... Poczekajże, byłaś „na stałą“ tutaj w Monico? Nie?
— Nie, ja w tych stronach nie robiłam, ja z Quartier.
— W zakładzie?
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/219
Ta strona została przepisana.