Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/220

Ta strona została przepisana.

— Nie, ja na własną rękę, chodzę nocami po kawiarniach.
— Nie o to idzie. Mnie się widzi, że się koło ciebie obracała jakaś gruba awantura... Jednem słowem, jakieś historje? Stałaś w gazetach — i to nie raz. No, nie?
— Przywidziało ci się, stary. Dajże mi teraz Amer Picon, ale z lodem.
— Lodu już niema, nie wiesz, że to lato? Za jaką godzinę przywiozą, posiedź sobie, pogadamy. Postawię ci Pipermentu z sodą, to prawie starczy za lód. Przyznaj się, nie było cię tu z rok albo i dwa ale ja ciebie pamiętam, oho — takiej się nie zapomni. Nie było cię, bo chyba całkiem poprostu posadzili cię i już. Cóż, w tem niema wstydu, przydarzyło się i tyle. Dawno cię wypuścili?
— Dzisiaj.
To powiedziawszy Eva chwyciła za syfon, napiła się ciepłej wody i zerwała się od stolika, szybko zapłaciła i, nie czekając na resztę, nie słuchając rozgadanego garsona, wybiegła na ulicę. Było pusto, przez ten czas gdy siedziała w kawiarence zmroczyło się, naparły chmury i wśród ciszy miasta zawarczał gdzieś daleki pogrzmot. Wracała burza.
Kawa dała pokrzepienie, parę minut, spędzonych z poczciwym obcym człowiekiem, na rozmowie o niczem, w dziwny sposób podniosło ją na duchu, przerwał on jej straszliwą samotność. Teraz trzeba było nagwałt uciekać przed nim, oddalić się,