zagubić ślad. Kluczyła po zaułkach, kierując się w lewo, wciąż w lewo, na rogach ulic poglądała na tabliczki, ale nic jej nie mówiły żadne nazwy, nie wiedziała gdzie jest. Gdzież się podziała opatrzność, tajemna moc opiekuńcza?
Co chwila oglądała się za siebie, targał nią niepokój, zza każdego rogu ulicy wyzierało niebezpieczeństwo, wszędzie czaiły się zasadzki. Ulękła się samotności i pustki, nigdzie nikogusieńko, tylko ona jedna, nadjadą rowerzyści, odrazu ją zaczepią, odrazu poznają. O ileż łatwiej byłoby zagubić się w tłumie, a ile jeszcze godzin musi się przewlec zanim zaroi się miasto... W tłumie zawsze może się ktoś nadarzyć, który ją pozna i właściwie każdy ją może poznać, ale chyba nikt nie da wiary własnym oczom. Za dnia lepiej zniknąć w tłumie, niż tułać się na bezludziu, nie będzie dolegał ten okropny strach. Ale zanim doczeka dnia...
Iść! Iść! Żadnego myślenia!... Wszystko na potem... Byle jaknajprędzej, byle jaknajdalej... Niespodzianie wyszła na niewielki placyk na skrzyżowaniu kilku uliczek — rue de Moscou, rue de Tourin, rue de Pétrograd — była w tych wszystkich miastach, gdzież ona znajduje się teraz? Umykała z niebezpiecznego rozdroża pierwszą ulicą na lewo, wciąż na lewo. Rue de Bern, bywała i tam — szła dalej. Owionął ją czad węglowy, znalazła się na dziwnym moście zawieszonym nad pustką, wdole tory kolejowe, kilka parowozów dymi zawzięcie. Od szerokiego wiaduktu w sześć stron świata nakształt gwiaz-
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/221
Ta strona została skorygowana.