— Zejdzie mi pan z drogi? Pan jesteś pijany, pan jesteś warjatem...
— Tak, jestem warjatem! Warjatem, i do tego pijanym... Mógłbym cię tu na miejscu zamordować! Ale przebaczam ci w imię Chrystusa — Evo, rozstańmy się w zgodzie — daj mi sto franków...
Na starą twarz wypełzł bezczelny, obleśny uśmiech, ale wnet zgasł, oczy stanęły w słup.
— Poczekaj, Evo Evard!... Jeżeli cię skazali tej nocy... Rzecz szczególna... Więc... Więc co tu robisz o tej porze?!!
— Nic nie robię, bo to nie jestem ja!
— Nie jesteś sobą? Kłamstwo!
— Osoba, o której pan mówi, jeżeli naprawdę została skazaną...
— Fakt! Fakt! Oto gazeta!!
— Dobrze, więc o tej porze ta pani siedzi zamknięta w więzieniu i już. A zatem nie może tu z panem rozmawiać.
— Prawda... Święta prawda...
Stary ruszał gwałtownie brwiami i zmarszczkami na czole, wpatrywał się w Evę i nagle w pijackiej twarzy objawiło się i zastygło śmiertelne przerażenie. Nie spuszczając z niej oczu cofał się, zadrgały mu szczęki, zastukały zęby.
— A... Aa... Zgiń, przepadnij, maro przeklęta! Exorciso te!... Jeszcze raz to samo... Hallucynacje... Matko najświętsza, ratuj!... Znowu delirjum... Po raz trzeci... Tego nikt nie wytrzyma... Kyrie eleyson!
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/230
Ta strona została przepisana.