Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/236

Ta strona została przepisana.

Natychmiast po rozkwaterowaniu baonu marszowego zaczął się zawikłany proces wzajemnej transfuzji wpływów między nowymi przybyszami a ludźmi z pułku. Gawędy, gromadne dysputy bojowopatrjotyczne przy piciu w kantynie, oficerskie pogadanki propagandowe, opowiadania z kraju, opowiadania z frontu, pewne nowiny, zdradzane na osobności w pustem polu zdala od podoficerów, tajemne zwierzenia, szeptane we cztery oczy po nocach lub w zacisznych zakamarkach wsi, ścierały się ze sobą i po paru dniach pewne podniesienie ducha, które jednak przybyło wraz z bataljonem, nie tylko nie udzieliło się nikomu na miejscu, ale opadło i w tych, którzy je przynieśli z głębokich tyłów. Po paru dniach wszyscy zrównali się w niedoli żołnierskiej, jedni z ostatecznego wyczerpania, drudzy zaś zepsuci spokojem i bezpieczeństwem na tyłach ze strachem i z odrazą uprzytamniali sobie, że oto na nowo jeszcze raz wkraczają w zasięg śmierci. Zdążyli już o niej zapomnieć wśród dostatków i wygód po szpitalach i domach ozdrowieńców z podarunkami, z kwiatami, z hołdami, z patrjotycznemi paniami, skąd ich wreszcie wygnano z powrotem w krwawe pole.
Dopiero w nieprzerwanych dniem i nocą westchnieniach, w grzmotach, wstrząsach działowego ognia w częstszych lub rzadszych, dalszych i bliższych, swoich i obcych Claude jakby się ocknął i postrzegł w sobie, co zamierzał, na co się ważył. Zda się dopiero teraz uwierzył, że to, co widział i przeżył