rozkazywał w domu jak pan i bał się straszliwie rewolucjonistów. Pod oknami przez Zollhofstrasse przelatywali pędem żołnierze na ciężarowych samochodach, na motocyklach, roili się pieszo, poszukując znakomitej osoby, wreszcie wdarli się do domu. Profesor pędzi nagórę, po drodze na ciemnych krętych schodach słyszy przepotężny huk, a gdy stanął w okrągłej sali drugiego piętra wszystkie okna dookoła były już wysadzone przez wybuch. Zamaskowany dygnitarz stał pośrodku, trzymając się oburącz za olbrzymią głowę i kręcąc na wszystkie strony poczwarnym ryjem filtru. Wybuch za wybuchem — chylą się, łamią się w powietrzu i padają pokolei niebosiężne kominy „Badische“, kłęby dymu, strzeliste płomienie i wnet belki i deski, stalowe wiązania dachów, rezerwoary, tysiące pocisków wylatują wysoko w powietrze, zakreślają łuki i spadają z powrotem, rzeka Ren na całej szerokości roi się od wytrysków. Profesor Wager już czuje w powietrzu pierwsze tchnienie trucizny, na początek ledwie uchwytny, miły, rzeźwiący, nieco drażniący powiew, posmak jakby chrzanu i truchleje ze strachu, bo wie, że to nadchodzi on — dzieło i zasługa jego żywota, chluba wiedzy niemieckiej, groza i śmierć nieprzyjaciela, jego umiłowane dziecię — Żółty Krzyż...
Żółty Krzyż idzie na miasto... Z całego miasta nikt nie wyjdzie żywy, na sto kilometrów wokoło sięgnie zatrucie, wszędzie rany, kalectwa wieczne, ślepota...
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/24
Ta strona została przepisana.