Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/254

Ta strona została przepisana.

ci bawił się kolosalną tragifarsą „dreyfusjady“, która przez dziesięć lat trzęsła Francją, a którą wywołał niechcący przez swoją mistyfikację z osławionym „bordereau“. Jednak racja stanu sprawiła, że nie przyszło mu nawet do głowy wyznać prawdę i ratować nieszczęsną ofiarę tego kawału kapitana Dreyfusa, skazanego gorzej niż na karę śmierci.
Zresztą, panie generale, Evę Evard z pewnością ułaskawią... Z całą pewnością.


W Ouchy, w cienistej alei platanowej dwaj przyjaciele siedzieli na swojej ławce i patrzyli wdal poza błękitną równię jeziora na brzeg francuski, na białe domki Evian les Bains, które zdawały się stać na wodzie i drgały, mieniły się w rozpalonem powietrzu. Ogarniał ich urok pogody i spokój, słodycz błogosławionego zacisza ziemi helweckiej. Obaj schorzali, kalecy, o nerwach starganych, o duszach w bezwładzie, na zawsze związanych przymusem zaparcia i wyrzeczenia się ludzkich radości, zamiarów, nadziei — kiedyż i gdzie jak nie teraz, tutaj — winni byli rozpłynąć się w błogości spoczynku po stokroć zasłużonego, pogrążyć się w cichej niewiedzy o dalekim obcym świecie? Zapomnieć o ponurej nocy, która zawarła się nad ludzkością i dręczy ją, dławi i zabija okropnym koszmarem bez wytchnienia i bez końca... Oderwać się od czasu, oddać się chwili, powierzyć siebie słońcu, temu lazurowi wody, lazurowi niebios... Darować krzywdę swego kalectwa