kolwiek zainteresowań natury idealnej, wrażliwość stępiona, brak odruchów serca... Wszystko porwane przez ostatnią ofensywę i nieprzytomne z radości. Logicznie biorąc byłyby to nastroje idące raczej w kierunku pomyślnym dla sprawy, ale w rzeczy samej tak nie jest. Właściwie jest inaczej a w istocie całkiem nijako... Osobistości wpływowe nie dadzą się pociągnąć nawet do platonicznej bodaj manifestacji, choćby w postaci złożenia swego podpisu pod petycją protestującą nie przeciwko wyrokowi śmierci jako takiemu, lecz przeciw jego wykonaniu w zastosowaniu do kobiety... A szeroka opinja, jeżeli wogóle o jakiejkolwiek opinji można mówić w czasie wojny... Wygląda to, jakby nazajutrz po wyroku wszyscy zapomnieli o Evie Evard i o tem, co ją czeka...
Zresztą za każdym razem czas schodził im na bezpłodnem ugadywaniu się o podanie prośby o ułaskawienie. Bez tego dokumentu, twierdził maître Lourthier, nie było mowy o planowych staraniach w sferach miarodajnych, zredagował on to pismo zaiste po mistrzowsku, z całą precyzją i subtelnością prawną, ale z całkowitem uszanowaniem godności ludzkiej petentki. Eva odmówiła wręcz i wytrwała przy swojem. Jej uporu nie przezwyciężyły żadne argumenty, błagania, ani widmo strasznej śmierci, które maître Lourthier wysuwał w ostateczności ze łzami w oczach głosem zdławionym.
— Pani do końca dba o zachowanie swego stylu... Pani Evo, ten styl szkodził sprawie przez cały
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/259
Ta strona została przepisana.