Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/261

Ta strona została przepisana.

o nieznanych, dręczących ją ludziach, o absurdacn i cudactwach raczej śmiesznych, gdyby nie potworny strach, który wychynął nagle z czadu sennego jak żywa zmora i zaczął pastwić się nad nią. Dygotała, miotała się po łóżku, nawpół obudzona i musiała krzyczeć, wrzeszczeć, wołać ratunku, ale jakaś ręka zdusiła ją za gardło...
Z korytarza dobiegał zduszony gwar, ciche ostrożne kroki wielu ludzi... Zbliżają się, nadchodzą...
Zapatrzyła się osłupiałemi oczami w drzwi, gdzie przez szczelinę w okrągłem zasuwanem okienku przebłyskały z korytarza okruchy światła. Ucichło... Stoją za drzwiami... Jeszcze sekunda, jedna jedyna, ostatnia sekunda — i szczęknie zasuwa, stuknie głucho jak cios maczugi w czaszkę... Już nie zobaczy w roztwartych drzwiach straszliwej gromady, która przychodzi ją zabrać, sam ten szczęk zasuwy zabije ją i będzie koniec — co za szczęście!
Nie wchodzą. Stoją. Czekają...
Ostatni wstrząs strachu — obudziła się. To był jeszcze sen. W rozkosznem jej odpocznieniu była nietylko ulga po dręczących majakach, z doświadczenia tego snu zrodziła się przedziwna jasność i wiedza, najgłębsza mądrość człowiecza, najwyższa i ostateczna — jasnowiedza. Jakgdyby naraz zrozumiała wszystko co niepojęte. Jakby pradawnym instynktem, który od miljonów lat zatracił się w plemieniu człowieczem, odczuła tajemny cel bytu i życia, zdawało jej się, że już umarła — i rozważała