Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/263

Ta strona została przepisana.

konnice i nieznajome współmieszkanki St. Lazare, spotykane na podwórzu w godzinach regulaminowej przechadzki, wszyscy mieli te same oczy struchlałe, jakgdyby była widmem zza grobu, upiorem. Z początku i jej udzielała się zgroza bijąca z ludzkich twarzy, teraz ją to niemal bawiło. Nikt nie przeczuwał, nie dopuszczał przewrotu, jaki się w niej dokonał, niktby nie uwierzył, że nie lęka się śmierci i nie żałuje życia, że jest pełna ciszy. Nie jest jej źle ani dobrze, w jej stanie ducha nic nie znaczą ludzkie miary.
Żałowała, że nie zdoła wypowiedzieć w zrozumiałych słowach wielkiej przemiany, która się w niej dokonała, chciałaby uspokoić i pocieszyć swoje kochane towarzyszki, które przebywały w stanie ciągłego przerażenia i nie rozmawiały z nią inaczej jak przez łzy. Proste, prawdziwe słowa — chcę ponieść tę śmierć, bo straciłam ochotę do życia — były dla nich niepojęte jak zresztą dla każdego człowieka, który trzyma się życia i ma je za najwyższe dobro. Jej rezygnacja jest rodzajem wyrozumowanego, na trzeźwo uplanowanego samobójstwa, tylko forma jego byłaby nieco dziwaczna, nawet w pewnym stopniu niebywała. Zamiast własną ręką pospolicie odebrać sobie życie, czeka aż powali ją salwa plutonu egzekucyjnego zapewne w fosie zamku Vincennes. Nie jest to bynajmniej kaprys artystki o rozwichrzonej wyobraźni, jak mógłby ktoś powiedzieć — poprostu tak się wszystko samo splątało i złożyło.
Jej odraza do świata, w którym pędziła swoje