Pewnej nocy w trzecim tygodniu pobytu w szpitalu wojskowym von Senden ocknął się ze snu i długo rozglądał się po sali, zastawionej szczelnie tapczanami. W mętnym półzmierzchu-półświetle jedynej oszczędnościowej żarówki potrosze dostrzegał, potrosze tylko wyczuwał dookoła siebie mnóstwo śpiących ludzi. Sapali, charczeli, pojękiwali, co chwila zagadał któryś przez sen. Różne głosy odzywały się corazto z innego kąta, jakgdyby na sali toczyła się osobliwa rozmowa, padały po dwa, trzy słowa pełne znaczenia, które starczały za długie wywody, w pojedynczych zdaniach i w strzępach zdań wypowiadała się tajemna wspólnota tych ludzi, czasami rozlegał się krzyk, wybuchał śmiech, padało jakieś kategoryczne pytanie i po pewnym czasie, jakby po namyśle z drugiego końca sali ktoś na nie odpowiadał na hybił trafił, rzekomo bez sensu, ale Von Senden odgadywał wlot ukryte znaczenie każdego słowa i w skupieniu chciwie podsłuchiwał.
Okrzyki, westchnienia, śmiechy, łkania, skargi, przekleństwa, modlitwy, pytania i odpowiedzi ukła-
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/270
Ta strona została przepisana.
XIX