cach, dowiedział się szczegółów wiekopomnego zdarzenia dziejowego, w którem sam brał udział. Von Senden nie wiedział co o tem myśleć, lekarz dr. Joos również kręcił głową na takie „porażenie“. Zato nocami sąsiad gadał chętnie i bodaj aż natrętnie majaczył na głos o zapomnianych okropnościach. Były to potargane strzępy opowiadań, wrzaski przerażenia, komendy, meldunki o uchwyconych odległościach, jęki, płacz... Rzucał się we śnie, aż żelazne łóżko chrzęściało pod nim, dygotał, szczękały mu zęby i to wieczne — boję się, boję się, boję się — gdy raz w nie wpadł, powtarzało się bez końca od szeptu do krzyku w niezliczonych, targających za serce odcieniach i tonacjach. Rzadko wstawał z pościeli, nic nie czytał, do nikogo się nie odzywał, wylegiwał się, godzinami patrząc w sufit, był tak dalece pozbawiony woli, że w ciągu całych dni nic mógł się zdobyć na to, żeby sięgać po jedzenie, które stawiano mu na stoliku przy łóżku, i wówczas sąsiad karmił go jak małe dziecko.
Von Senden nie dał się uwieść pozorom, ale długo nie mógł go na niczem przyłapać, coprawda niezawsze miał go na oku, gdyż godzinami włóczył się między ludźmi po wszystkich piętrach pawilonu dla swoich studjów, a resztę dnia spędzał w zacisznym pokoju swego przyjaciela doktora Joosa, gdzie mu nikt nie przeszkadzał w pracy literackiej. Aż pewnej nocy podpatrzył, udając śpiącego, jak miczman, obejrzawszy się dookoła, upewniwszy się, że sąsiad z prawej strony naprawdę śpi, wydobył z pod po-
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/281
Ta strona została przepisana.