ustawał ani na chwilę. Profesor zalany łzami podniósł się, chwycił swoją walizeczkę i zamierzał kędyś uciekać.
— Nie pojadę! Wracam do domu, jestem stary, jestem chory — naco ja się komu przydam? Ale zanim się wydostał z korytarza zapchanego ludźmi, pociąg ruszył i poniósł go w świat.
Generał Ludendorff w ciągu trzech miesięcy od ich spotkania w Wielkiej Kwaterze snać podupadł na zdrowiu, gdyż zmienił się bardzo. Przygarbiła się wyniosła posągowa postawa człowieka historji, pierwszy generał kwatermistrz skurczył się jakoś, jakby zmalał. Biegające oczy w niczem nie przypominały tamtego śpiżowego spojrzenia. I głos już był inny, bez metalicznego, męskiego podźwięku, ściszony, znużony. Profesor spodziewał się ujrzeć go w całym blasku wspaniałego zwycięstwa, a spotyka człowieka jakby przywalonego ciężarem, snać ostatnie zwycięstwo kosztowało go niemało i snać jeszcze nic przyszedł do siebie po niezmiernym wysiłku. Zato był bardziej ludzki, niemal uprzejmy.
— Dziękuję panu, panie tajny radco, za przybycie na moje wezwanie... Ale źle pan wygląda, jak zdrowie? Bo my tu mamy dla pana profesora kolosalne zadanie... I bardzo, bardzo pilne! Proszę siadać...
Profesor słuchał, wytężając całą uwagę, zbierał siły, gdyż czuł w głowie przykry zamęt, powstały ze znużenia po źle, niemal bezsennie spędzonej nocy.
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/29
Ta strona została przepisana.