Za oknem przechodzą robotnicy z dziennej zmiany, wracają z szynku, śpiewają —
Zanim się powieszę na zielonym klonie
Rzucę ja w Ottawę gałązkę klonową.
Popłynie gałązka do miasta Ottawy
I w mieście Ottawie przybije do brzegu...
Znajoma piosenka wciska się w sen i przejmuje ją smutkiem, i słowa, i melodja są pełne goryczy. Dlaczego nie wszyscy ludzie są szczęśliwi jak ona? Dlaczego świat jest tak źle urządzony?
Bo tam na tym brzegu siedzi moja luba,
Czeka na wiadomość o terminie ślubu...
I hrabina Duvernois, sama tak szczęśliwa, płacze nad cudzą niedolą. Co za okrutna piosenka, dlaczego ludzie tutejsi tak często ją śpiewają? Kto ułożył melodję, od której kraje się serce? Czemu ktoś musi zadać sobie taką okropną śmierć? Co uczyni biedna narzeczona, gdy gałązka klonowa opowie jej o strasznem nieszczęściu? Dziwna historja, i tej piosenki możnaby ułożyć całą książkę, ale byłaby ona bezbrzeżnie smutna. Eva widzi bujną, zieloną gałązkę jak płynie rzeką Ottawą, długo odbywa swoją złowrogą podróż, aż prąd wody doniesie ją do miasta, a gdy dojdzie do rąk narzeczonej, tamten już będzie dawno zasypany w mogile...
Zdaleka nadchodzi głuchy, żelazny łomot po-