Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/341

Ta strona została przepisana.

Na tarasie kawiarni gruby, czerwony jegomość w słomianym kapeluszu „canotier“, zsuniętym ze spoconego czoła, z błogością z zamkniętemi oczami wychylał jednym tchem szklanicę żółtego płynu, o Boże, to cytronada... Zrobiło jej się mdło, słabo... — Panie doktorze...
Nie!
Wóz cofał się i dopiero na rogu najbliższej uliczki zdołał wykręcić i wjechał między wille i domki. W oknie, obrośniętem wspaniałym pnączem rozkwitłych glicynij, stała kobieta w czerni, zapatrzona w coś osłupiałem! oczami, nie widziała przejeżdżającego samochodu, który zabrał całą szerokość uliczki, nie widziała nic, patrzyła w swoje nieszczęście. Major zarechotał grubym śmiechem. Eva spojrzała nań zdumiona, major odwrócił się, ale ona uchwyciła wlot jego myśl, nieomylnie, w jego własnych słowach, tak jakby ją był wypowiedział głośno.
— Ha — ha... Niemcy przedłużyli życie swojej agentce o całe piętnaście minut, zawsze to coś...
Porwał ją gniew, ale nagle jakby jakąś rzecz nową i niesłychaną odkryła, że major jak i ci inni, to znaczy — wszyscy, poprostu wierzą w jej zbrodnię, dlatego są dla niej tacy — nienawiść opadła.
W ogródku od strony ulicy stały szeregiem, przerastając wysokie druciane ogrodzenie, rozkwitłe malwy o zadziwiających, tajemniczych barwach, ich niezgłębione piękno żegnało ją westchnieniem żalu, na świeżo spryskanych kwiatach i liściach jeszcze świeciły krople wody jak łzy. Za malwami na wą-