Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/342

Ta strona została przepisana.

ziutkiej dróżce kucharka rżnęła kurczę, już dwoje kurcząt rzucało się po piasku, rozwłócząc krwawe plamy. Dwie smukłe ozdobne młode topole były złamane wpół — od wczorajszego wybuchu... Pies wilk brzęczał łańcuchem i ujadał na nią, wspiąwszy się na płot... Młody żołnierz, zmizerowany jak cień, wyjrzał z okna i zapatrzył się na nią w trwodze, snać ją poznał, jego oczy załatały między majorem a żandarmami, było oczywiste, że — zrozumiał... Chciała mu przesłać swój ostatni uśmiech, ale nie zdążyła i nie zdołałaby nawet, na ustach, na policzkach uczuła sztywność, jakby cała jej twarz już zastygła. Przysięgłaby, że ten młody żołnierz wierzy w jej niewinność, on to wie niezbicie, dlatego, że nosi na sobie piętno śmierci — znać, że i on umiera...
Wydostali się z wąskiego zaułka, zakręt, szeroka aleja, ściana wspaniałych drzew, wjechali w cień.
— Teraz jazda! Jazda na złamany łeb!
— Panie majorze, — obrócił się wachmistrz, siedzący przy szoferze — możnaby skrótem przez Puteaux...
— Walić dookoła magistralą, w tych uliczkach można najechać czort wie na co, minąć się trudno...
Od zadrzewionego obszaru wionęła świeżość sierpniowego poranka. Wszak to tyły Lasku Bulońskiego... Nie, to już na samym skraju Lasku — Jardin d’Acclimatation... Za oknem przelatywały i znikały kępa akacji, żywopłot, łączka, staw. Zaraz za tym stawem aleja, ta sama, gdzie szydziła z kapitana