granaty. W cieniu wiązów szła walka na bagnety, nad samą drogą stała spoczywając kompanja w maskach i dwieście par ogromnych, okrągłych szklistych oczu, dwieście wydłużonych ryjów jak na komendę obróciło się za przelatującym samochodem.
Motor wysilał się, warczał, pracując na stromem zboczu, w prawe okno zaglądały pędy berberysu, gałęzie jesionów, obciążone pęczkami nasion, przesuwały się deski z napisami, sterczące na tykach...
Po lewej stronie świat obniżał się gwałtownie i malał, malał w oczach, aż znikł.
Stoją...
Major krzyczy w okno, popędza furgony, które wyjeżdżają z bramy fortu, olbrzymie perszerony, napierając zadami, ostrożnie spuszczają z pochyłości dwukolne wozy, załadowane zwojami rdzawego kolczastego drutu... Gruchocą pod ciężarem ogromne koła, obracając się opornie, leniwie, aby dać czas, aby darować bodaj chwilę... Jeszcze jeden wóz...
Jeszcze jeden... Pośpieszże się, ocknij się... Nuże, Evo Evard!. Rzuć ostatnie spojrzenie na ten świat boży..
Evę zmęczyło czekanie, bezwiednie odwróciła głowę i jej skamieniałe oczy, które niczego już nie chciały widzieć, spojrzały w okno...
Z okna jak osadzony w ramie drżał i mienił się potężny daleki obraz Paryża, uderzył i wdarł się przemocą w zamierającą duszę, jego ogrom, jego przestwór-bezmiar zaskoczył ją, objawił się niespodzianie, gdy już zapomniała o wszystkiem, co zo-
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/346
Ta strona została przepisana.