Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/354

Ta strona została przepisana.

Nieprzyjaciel napierał, nie dawał wytchnienia, walki były uporczywe, mordercze ale niezmiennie kończyły się dalszym odwrotem — tracono armaty, materjal bojowy, zostawiano w ręku nieprzyjaciela rannych, a z każdym dniem przy apelu rosły liczby w rubryce zaginionych bez wieści. Dowództwo dywizji zaznaczyło ten objaw w surowym rozkazie, gdzie po podniosłych zwrotach o niezawodnem męstwie niemieckiego żołnierza wyszczególniono drakońskie sankcje przeciw małodusznym. Każdy podoficer, poczynając od kaprala, miał prawo wedle swego uznania za najlżejszem podejrzeniem... Ale ginęli bez wieści i podoficerowie.
Poza niespodziankami boju w szerokim szyku wśród wolnego terenu, gdzie zdarzały się skrzydłowe obejścia i osaczenia, małodusznego żołnierza, nędznego wyrodka z plemienia niemieckiego, człeka zdręczonego wojną, podupadłego na duchu w obliczu przegranej sprawy kusił zielony gęsty las, kusił zaułek wioski, na biwaku, w marszu wabiła ciemna noc... Patrole wywiadowcze, boczne osłony kolumny w marszu, tylne straże nastręczały na każdym kroku sposobność do zbrodniczego złamania przysięgi, nieprzyjaciel następował na pięty i zapewniał dezerterowi bezkarność i wszelkie słodycze niewoli.
Kapitan Déspaix wciąż zwlekał, czekając niewiadomo na co. Już dawno mógł być wolny, niemal co dnia, co nocy nadarzały się niezawodne okazje, a w nim uparło się coś, odbierając mu wolę, pogrążając go w bezmyślnem trwaniu. Powtarzał so-