znaki, natychmiast niszczone i ścierane przez coraz nowe wybuchy. Wczesne słońce wyjrzało przez szczelinę w chmurach i rzuciło na ten obraz skośnym, niemal poziomym pękiem promieni. Przenikło, prześwietliło mgłę, wydobyło z mętnego chaosu całe mnóstwo rzeczy ukrytych — pożary bliższych osiedli, palących się ciemno-czerwonym bezdymnym płomieniem, dziwnym w słońcu i dziwnym przy ustawicznych jasnych łyskaniach granatów, strzeliste wieże dwóch kościołów, aleje starodrzewia, kreślące okolicę w różnych kierunkach, płaskie pagórki, sterty ze zbożem rozsiane po polach a daleko na widnokręgu miasteczko niewiadome z nazwy, przez które przed dwoma dniami przechodził z pułkiem, gdzie o tej porze szaleje radość wyzwolenia po czterech latach oddarcia od ojczyzny... Gdzieniegdzie odsłaniały się, ukazując się i co chwila ginąc w ostatnich płatach mgły, grupy pełznących czołgów. Jak stada poczwar objawiały się to tu, to tam, jak okiem zajrzał. Szły na prawo, szły na lewo od wzgórza, ciągnęły olbrzymią ławą i tuż w pobliżu i hen daleko, daleko wgłąb, okryły zda się całą krainę.
Ileż ich było?!
Naprzekór oczywistości, która żądała, by właśnie ukrył się, zagrzebał się w okopie jaknajgłębiej od grożących każdej chwili pocisków niemieckich, wylazł z rowu i wzrokiem zatoczył szeroko. Zapomniał o sobie, zapamiętał się, ogarnęła go zgroza, porwał go zachwyt.
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/378
Ta strona została przepisana.