termistrz jest mocno podrażniony telefoniczną rozmową — coś się tam widać djabelnie niebardzo udało na froncie. Twarz sczerwieniała, wypełzła na nią wściekłość. Zdawało się, że w ciągu tych dwudziestu minut rozmowy telefonicznej postarzał o szereg lat. Usiłował się uśmiechnąć, wypadło to nieszczerze i przykro.
— Cóż, panie profesorze, będziemy się dalej targować? Mogę cośkolwiek opuścić, bo widzę, że muszę. Ale kończmy, gdyż natychmiast jadę, otrzymałem właśnie z frontu... Więc?
— Obawiam się, że najniepotrzebniej zajmowałem panu generałowi tak drogi czas, gdyż powinienem był odrazu na początku wyznać, że nie czuję się na siłach podźwignąć tak olbrzymie zadanie. Starałem się przemóc, ale teraz widzę, że już nic podołam, proszę mnie zwolnić, jestem za stary, jestem chory...
Umilkł i czekał, ale pierwszy generał-kwatermistrz nie odzywał się, patrzał bezmyślnie zasępiony wgórę przez jedno z okien, jakby tam dostrzegł coś niezwykłego. Profesor spojrzał w tę stronę — przez okno z poza dachów woddali widać było cienkie ostre szczyty tumu a na nich na znak i cześć nowego wielkiego zwycięstwa wspaniale rozpostarte na wietrze dwa ogromne czarno-biało-czerwone sztandary.
— Gotów jestem przekazać pełnomocnikowi Wielkiej Kwatery rezultaty moich dociekań, dać wszelkie wyjaśnienia, oddać cały personel mego oso-
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/38
Ta strona została przepisana.