— Nic. Patrzę sobie...
— Ha — ha — ha!...
— Ha — ha — ha!... On sobie patrzy!
— Wygląda przez okno na ulicę, wybrał sobie czas! Czemużeś, głupi, nie zwiał za innymi?
Obstąpili go — byli to dziwni żołnierze w skonanych kurtach, w skórzanych spodniach, ciężko obładowani. Dźwigali na plecach płaskie baryłki blaszane, niektórzy opleceni byli zwojami metalowych giętkich wężów, każdy miał na obu bokach przewieszone na krzyż torby z granatami.
— Zmykaj, pókiś cały, bo jak cię taki nadepce, będziesz kulał ze trzy tygodnie!
— Ha — ha — ha!...
— Chodź z nami, panie piechota, dopiero zobaczysz co to wojna...
— Chłopcy, gdzie porucznik?
— Przyzostał, żeby się...
— Ostatni raz przed śmiercią. Smutny obowiązek...
— Idziem na pewną śmierć, lej mi sznapsa pełną ćwierć!
— Panie plutonowy, kropniem przed robotą?
— Wróć! Mam niecały litr — żelazna rezerwa!
— Po cholerę nam rezerwa? Sam pan wróć! Kto ją za nas wychleje?
— Francuzów myślisz poić naszym sznapsem? Ich niedoczekanie! Widzę draniów, jak obmacują nasze szczątki — a tu nic.
Wszyscy pijani, cuchnęli wódką, cuchnęli potem
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/383
Ta strona została przepisana.