w swych czarnych zapuszczonych skórach i ostrym wyziewem nafty. Chłopy tęgie, gęby jak na dobór zbójeckie, bezczelne, okrutne, nieustraszone. Claude odgadł, choć jeszcze nie widział na swoje oczy ludzi z tej formacji specjalnej, znał ich ze sławy. To mistrze sztuki ogniowej z tak zwanej „piekielnej drużyny“, gdzie olbrzymia większość żołnierzy przydzielana była z orzeczeń sądu polowego. Były to oddziały, w których służba zwalniała od kary śmierci, a w istocie odraczała ją tylko, zużywając na potrzebę walki żywioły niesforne lub zbrodnicze. Oficjalnie, regulaminowo panowała w nich wyjątkowo okrutna dyscyplina, a w rzeczywistości jakieś piekielne braterstwo broni łączyło wszystkich bez względu na szarżę, gdyż oficer lub podoficer, któryby spróbował stosować literę nieludzkiego regulaminu, zazwyczaj przy najbliższej sposobności nie wracał z wyprawy. Szli zawsze w pierwszej linji zdobywać gniazda karabinów maszynowych, wypalać ogniem zbyt zawzięty opór w nieprzyjacielskich blokhauzach i schronach.
Czołg odezwał się, zawarczał w lesie, zadygotał gazem.
— Oho — jest!
— Już go mamy!
— Zaczekajmy w rowie, a jak będzie przechodził — odrazu go z obu stron!
— W okopie za ciasno...
Zjawił się porucznik, mały, nikły, z twarzą neurasteniczną, z oczami obłąkanego. Popatrzał
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/384
Ta strona została przepisana.