Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/387

Ta strona została przepisana.

cienia myśli o złej przygodzie ani o śmierci. Tak bywało w pierwszych latach wojny, zanim przyszły znużenie, czas i nadludzka krwawa nuda służby w okopach. Za pół godziny, gdy przejdą czołgi, będzie wolny!
Najprostsza rzecz! Odsunie się trochę naprawo, ukryje się dobrze od czarnych ludzi i, nie opuszczając rowu, będzie wypatrywał, którędy pójdą machiny — oczywiście wszystkie go wyminą, żadna go nie spostrzeże. Nie potrzebuje wysilać głowy nad sposobami ratunku od chwili, gdy umilkła artylerja niemiecka. Staje się widzem, świadkiem bardzo osobliwej walki, jedynym człowiekiem, któremu tu nic nie grozi.
Odprężenie nerwów zdradzało się przez bezcelowy niepokój w ruchach rąk, przez ciągłe zmiany miejsca bez żadnej potrzeby. Pobiegł rowem, po kilkunastu krokach przyczaił się za — pierwszym trawersem i tam napadł go śmiech. Zachichotał, zasłaniając sobie usta nie dlatego, żeby się bał, że go ktoś usłyszy, ale poprostu w takich okolicznościach nie wypadało się śmiać. Jednak wszystko naraz wydało mu się farsą — była ona zanadto komiczną jak na przygodę wojenną i w dodatku bynajmniej jeszcze nie skończoną... Komizm wydobywa się na jaw dopiero w opowiadaniu między kolegami, gdy epizod zakończy się szczęśliwie, a i wówczas nie jest to bynajmniej komizm jeno pewna zamaskowana postać radości człowieka, któremu udało się wyjść cało ze śmiertelnego niebezpieczeństwa. Na-