gu... Więc na Königstuhl, za dwadzieścia pięć minut odchodzi osobówka na Eberbach, napatrzą się z góry na nizinę zareńską, na lasy, na Heidelberg, zobaczą cudowny zachód słońca — nie, to za blisko od miasta. Miną Heidelberg — wysiądą w Neckargemünd, nie, jeszcze lepiej na przystanku Schlierbach, przejdą most i odrazu w lasy... Prędzej, prędzej, ledwo-ledwo zdążą na pociąg.
Na dworcu, w wagonie Claude czuł się dziwnie, po raz pierwszy widział Ritę poza domem, między ludźmi, po raz pierwszy jechał z nią gdzieś w świat. Jego świętość, jego baśń poza obrębem posępnej Zyglindy wydała mu się jakby obniżoną w swym niesamowitym majestacie, spostrzegał dopiero, że jednak była również zjawiskiem ziemskiem, i mogła być do pomyślenia nawet w przedziale trzeciej klasy. Niby wiedział o tem zawsze, ale — swoją drogą, gdy na nią patrzał było to jakieś niesłychane...
I po raz pierwszy była Rita taka jak wszyscy, mówiła z ożywieniem, zachowywała się całkiem zwyczajnie, jakgdyby spadła z niej tragiczna maska.
W tem był nowy urok, stała mu się bliższą, zrozumiałą i gdy przesuwały się przed nimi zielone pola, domki podmiejskie, otoczone kwiatami, wśród tej wspaniałej pogody uczyniło mu się dziwnie. Oto ona, zjawisko wręcz niepojęte, i on, który był niewiadomo kim, mytem, cieniem, fantastycznym dziwolągiem wojny — jadą sobie razem na wycieczkę zamiejską, jak dwoje najzwyczajniejszych ludzi...
Gdy po półgodzinie wysiedli w Schlierbach
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/47
Ta strona została przepisana.