towarzyszu, nie zważała na to, co do niej mówił, Claude z niepokojem spostrzegał jej roztargnienie i uśmiech samotnego zapamiętałego upojenia. Co pewien czas zbaczała z drogi na prawo, na lewo i, nie oglądając się nań, znikała w świeżej zieloności, w gąszczu leśnego podszycia, a po chwili wychodziła z powrotem na drogę, za każdym razem coraz dalej przed nim. Nie mógł nadążyć, Rita zbierała kwiaty i już niosła dużą ich wiązkę. Gdy nie pokazywała się nazbyt długo, zatrzymał się i czekał, wreszcie zawołał.
Rita nie odzywała się, ale z tej strony, gdzie być powinna, doszły go z lasu stłumione głosy, ludzkie. Poszedł tam, ale już po kilkunastu krokach stanął zdumiony i nadsłuchiwał. Ostrożnie rozgarniając gęstwę leszczyny, posuwał się krok za krokiem, niebawem poprzez gałęzie ujrzał szeroką polanę, tuż na jej skraju stała gromadka ludzi a pośród nich Rita z naręczem kwiatów. Tak jest, rozmawiali po francusku — ogarnął go strach przed tą oczywistością. Zaledwie na chwilę zapomniał o sobie i był zwyczajnie, po ludzku szczęśliwy, już go dopadła w tym uroczym lesie zmora wojny, złudę doktora Ossiana Helma doścignął jego upiór i prześladowca — kapitan Claude Déspaix...
Podstarzały landszturmista, pilnujący jeńców przy robocie, nie przeszkadzał rozmowie. Francuzi, co do jednego gołowąse nikłe chłopcy, o wiele za młodzi na żołnierzy, otoczyli Ritę, gadając jeden przez drugiego, chciwie słuchali co mówi piękna pani
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/49
Ta strona została przepisana.