Obejrzała się i wpatrzyła się w głąb lasu. Białe kolumny brzóz wznosiły się ku górze po łagodnem zboczu wśród bujnej trawy i kęp paproci. Słońce przesiane przez liście migotało na trawie jasnemi krążkami, panował tam zielonkawy cień i gorzkawy zapach brzozowego listowia. Wśród ciszy wilga wywodziła na różne tony swe figlarne melodje, natarczywie wciąż o coś pytając.
Claude patrzył wdal pod słońce poza wzgórza, poza Ren ku zanikającej na bezbrzeżnej nizinie linji widnokręgu — w tej stronie świata leżała podobno jego ojczyzna, stamtąd rzekomo się on wywodzi, tam jakgdyby przeżył długie lata, pracował, walczył w srogich bojach i wreszcie kiedyś powinienby tam wrócić. Co było prawdą, co urojeniem? Cóż w tej chwili jest rzeczywiste, cóż tu, na Boga, jest snem?
W tem zamąceniu nie było męki ani strachu, ani trudu myśli, któraby się miotała, aby się wywikłać z dręczącej niepewności. Nastał w nim jakiś fantastyczny spokój, jednakowo był gotów przyjąć każde rozstrzygnięcie swojej doli i poddać mu się, gdyż taki był jego los. Niech z nim będzie, co chce — czyż to nie wszystko jedno? O nic nie zapyta więcej, przestanie nareszcie szukać ojczyzny. Jego świat jest tam, gdzie Rita...
Oderwał się od niezmierzonego obrazu ziemi niemieckiej i spostrzegł, że Rita patrzy weń uporczywie, zapewne już od dłuższej chwili. Nigdy jeszcze nie przenikały go jej oczy tak natarczywie, zagłębiały się badawczo i surowo aż do dna duszy.
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/53
Ta strona została przepisana.