bronił swej tajemnicy.
Nieraz w ciągu tych gorączkowych dni profesor, zdręczony i wyczerpany doreszty, zapadał w gorzkie, beznadziejne zwątpienie. W tych złych godzinach jego wymarzone „W“ stawało się złudą przepracowanego umysłu — naukowem przywidzeniem. Pożądliwa, wciąż podniecona wyobraźnia odtwarzała plastycznie obrazy śmierci, zniszczenia, paniki nieprzyjaciela, dawała ojczyźnie druzgocące zwycięstwo, a jednocześnie nieubłagana rzeczywistość urągała marzeniu... Czyżby zestarzał się i zniedołężniał w ciągu tych paru miesięcy? Czyżby zagubił klucz do własnego odkrycia?
I znów z furją zrywał się do pracy.
Wówczas demon chemji uląkł się zapamiętałości człowieka i chytrą, podłą sztuką zaczął mącić mu w głowie, rzucać przeszkody i zdradliwą pajęczyną oplątywać jego myśl, natężoną ku jedynemu celowi. Nasyłał nań momenty niedopuszczalnych refleksyj, żalów, wzdragań się, obaw — rozsnuwał zabójczą filozofję słabości, niegodną duszy niemieckiej. Wyobraźnia, znużona wciąż obecną przed oczami wizją pobojowiska zawalonego trupami i zawalonych trupami ulic dalekich, spokojnych miast, odwracała się w popłochu od upragnionego śmiertelnego dzieła. Stary Wager, mocny w duchu, zahartowany twórca Żółtego Krzyża, wnet otrząsał się z sentymentalnej niemocy, ale tracił godzinę, pół godziny, bodaj wreszcie jedną drogocenną minutę, którą złe, głupie myśli odkradały jego pracy.
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/60
Ta strona została przepisana.