Skąpo wydzielał sobie snu, ale i w tych niewielu godzinach spoczynku prześladowały go podstępne widziadła i truły spokój nocy. Przeszkadzał mu w pracy mały Kurt, który nigdy nie potrafił bawić się pocichu i teraz hasał po ogrodzie i raz po raz przelatywał z wrzaskiem pod oknami gabinetu.
— Kurt, chłopcze drogi, dosyć tego, dajże już spokój!...
Mały Kurt znikał posłusznie, ale zaledwie ojciec zdążył pochylić głowę nad papierami, Kurt w sekundę przeskoczył lat dwadzieścia i zasiadł na dobre, na długo po drugiej stronie biurka. Nie odzywał się ani jednem słowem, ale wciąż zaglądał w ojcowskie papiery. Było to niedozniesienia, wreszcie na zniecierpliwione spojrzenie ojca młody Kurt odpowiada bezczelnie drwiącemi oczami.
— Poco mi tu zaglądasz, kiedy nic z tego nic rozumiesz?
— A widziałeś ty kiedy, ojcze, jak ludzie zdychają od twoich gazów?
— Od jakich gazów?!
Kurt nie odpowiada, tylko znowu przeskakuje kilka lat i siedzi teraz w szarozielonej kurcie żołnierskiej i w hełmie szturmowym — ach, to już wojna! I stary ojciec bud/i się ze snu z twarzą zalaną łzami.
Ogarniała go rozpacz niemocy, jeszcze walczył, ale w nieomylnem widzeniu już nadchodziła godzina klęski... Miotał się, szarpał się jeszcze w ciągu jednego dnia i po nocy bezsennej, wczesnym rankiem
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/61
Ta strona została przepisana.