jego grzeczne powitanie zakrzyknęła okropnym głosem, jakiego sternik Gebeschuss nie słyszał jeszcze w swojem życiu.
— A gdzie komendant?!!
Gdyby wypadało, wnet zabrałby się i uciekł, bo i oczy postawiła na niego takie, jakby jej się pokazał upiór. Cóż miał odpowiedzieć? Powiedział — nie wiem, pani baronowo, da Bóg, to chyba powróci...
— Jakto — powróci?! Co to znaczy?!...
— Z niewoli, jak da Bóg, z angielskiej...
Na to roześmiała się okropnie, ale zaraz potem już się powściągnęła, choć poprawdzie była cały czas jak niespełna rozumu. Wyłożył jej swoją sprawę i pokazał papiery, odczytała, poprosiła go grzecznie żeby usiadł, siadła i ona przy innym stoliku do napisania swojej protekcji. Pisząc, parę razy obracała ku niemu głowę i wreszcie spytała, czy nie spotkał gdzie pana lejtenanta Hasshagena, bo słyszała jakoby miał się uratować. Cóż miał odpowiedzieć? Powiedział, że, jak dotychczas, to nigdzie go nie napotkał. Na to wstała i poszła prosto do fortepianu, uderzyła obu rękami parę razy po klawiszach, ale bardzo, bardzo mocno, aż ten fortepian zajęczał okropnym głosem jak żywy człowiek. Zaraz urwała, wstała i podała mu kopertę.
— Uda się pan do kierownika oddziału mechanicznego... Pan dyrektor Duderhoff... Będzie pan przyjęty z całą pewnością.
Podziękował grzecznie i poszedł odrazu pro-
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/92
Ta strona została przepisana.